piątek, 29 września 2017

Przepraszam, czy to aby na pewno thriller psychologiczny? [JP Delaney – Lokatorka]

Autor: JP Delaney
Tytuł: Lokatorka
Tytuł oryginału: The Girl Before
Przekład: Mariusz Gądek
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 464

Po wielu traumatycznych przeżyciach Jane postanawia odseparować się od bezwzględnej przeszłości i zacząć wszystko od początku. Jednakże szybko odkrywa, że rozpoczęcie nowego etapu w życiu wcale nie jest takie proste, jak wcześniej zakładała. A wszystko zaczyna się w chwili, gdy próbuje znaleźć mieszkanie do wynajęcia. Niestety każde proponowane przez wynajętą do tego celu agencję posiada jedną istotną wadę – wysokość opłat. I kiedy już myśli, iż jej poszukiwania spełzną na niczym i zostanie zmuszona odejść z kwitkiem, los się do niej uśmiecha. Wreszcie natrafia na Folgate Street 1, które bezapelacyjnie podbija serce kobiety. Przyćmiona ultranowoczesnymi warunkami Jane zgadza się nawet żyć według surowych reguł, jakie narzuca na swoich lokatorów właściciel mieszkania, byle tylko jej plany stały się rzeczywistością. Kobieta nie spodziewa się jednak, że wraz z podpisaniem umowy ściągnie na siebie znacznie więcej problemów...
Jane wdaje się w romans z pedantycznym właścicielem apartamentu, Edwardem Monkfordem. Chociaż ich związek opiera się jedynie na wzajemnej fascynacji i pożądaniu, kobieta pragnie, aby ta enigmatyczna więź przerodziła się w coś znacznie głębszego. Nawet postanawia poznać nieco lepiej swojego ukochanego, ale z każdym kolejnym faktem o Edwardzie robi się coraz gorzej. Dzięki zabawie w detektywa odkrywa, że ówczesna lokatorka Folgate Street 1, niejaka Emma Matthews, również nie była obojętna Monkfordowi. A to jeszcze nie koniec niespodzianek. Otóż kobiety łączyło o wiele więcej, niżby się spodziewały. Co więcej, Emma w znacznym stopniu przypominała istną kopię samej Jane, co również brzmi niepokojąco. Najbardziej przerażające jest to, że dawna ukochana właściciela apartamentu umarła z powodu przykrego wypadku.
Kto przyczynił się do śmierci Emmy Matthews? Czy Jane powinna obawiać się chłodnego i zdystansowanego Edwarda? A może niebezpieczeństwo czyha na nią z zupełnie innej strony?

Każdy, kto kiedykolwiek musiał zmierzyć się z misją „wynajęcie mieszkania”, doskonale zdaje sobie sprawę, że osoby z niskimi dochodami nie zawsze mogą liczyć na łut szczęścia. Zazwyczaj te tanie mieszkania miewają wiele elementów zaskoczenia (gdzie strasznie trudno określić to zjawisko pozytywnym) lub z automatu uznajemy je za istną ruderę. Przez ten koszmar przechodziła sama Jane, jedna z głównych bohaterek [Lokatorki]. Z powodu marnej pensji wiele ciekawych ofert wynajmu przechodziło jej koło nosa, aż – w końcu – trafiła na istną perełkę, a mianowicie apartament mieszczący się na Folgate Street 1. Jane, urzeczona minimalizmem oraz ultranowoczesnymi warunkami życia, postanowiła zaryzykować i powalczyć o możliwość zamieszkania tam. Nawet nie odstraszały ją wszelkie zakazy i nakazy, jakich musi wystrzegać się potencjalny lokator! Trudno się dziwić – wielu dałoby się pokroić za takie wygody, ale mnie samą to miejsce przerażało i wszelkie jego opisy wywoływały gęsią skórkę. Również sam właściciel, niejaki Edward Monkford wprowadzał wiele zamętu, chociaż tak naprawdę niewiele czynił. Wystarczyło jedynie, że Jane zaczęła węszyć (tak, wiem – brzydkie określenie, ale doskonale odzwierciedla jej śledztwo), przy czym co rusz czułam się atakowana przeróżnymi zaskakującymi faktami napędzającymi lawinę powoli nabierającą ogromnych kształtów. Autor umiejętnie przeplatał je między sobą, tworząc solidny łańcuch, którym oplatał mój umysł i nie pozwalał na uwolnienie się od tej historii, nim poznam całą prawdę. Niejednokrotnie prawie że przeczuwałam, kto stoi za tajemniczą śmiercią Emmy, kiedy ponownie odbierano mi wygraną kartę. Ale muszę przyznać, że na początku wcale nie odczuwałam aż takiej dawki adrenaliny, jak w późniejszych rozdziałach [Lokatorki]. Było to spowodowane wątkami miłosnymi, gdzie sceny erotyczne wymagały wiele do życzenia. Przy jednej nawet tak się skrzywiłam, jakbym wypiła szklankę świeżo wyciśniętego soku z cytryny. Za to ostatnie kilkadziesiąt stron książki... Naprawdę nie spodziewałam się aż tak ogromnych niespodzianek! Z szeroko otwartymi oczami obserwowałam toczącą się akcję, nie dowierzając temu, co się właśnie odprawia. „Czy to jakiś żart?” – szeptałam sama do siebie aż do ostatniej strony. Również rozwiązanie największej zagadki postawionej przez autora spowodowało u mnie ogromne zaskoczenie! Jak widać, JP Delaney nieźle manipuluje swoimi czytelnikami, nie ma co. Gdyby startował w wyborach na prezydenta Polski, na pewno omamiłby mnie swoimi obietnicami. Słowo daję!

Czy „przymus powtarzania” i „odtwarzanie” nie są tylko wydumanymi określeniami tego, że ludzie są z natury niewolnikami przyzwyczajeń?

Chociaż Emma i Jane nie są ze sobą w żaden sposób spokrewnione, to podobieństwo zewnętrzne wywołuje u wielu otaczających je ludzi pewien dyskomfort. Na szczęście każda z nich może pochwalić się indywidualnym charakterem, dzięki czemu śmiało wytypowałam swoją ulubienicę, którą została druga z kobiet. Emma wielokrotnie mi podpadała swoimi manipulacjami, przez co w pewnym momencie przestałam jej współczuć trudnego położenia. Cień kłamstw, jaki rzucała, powodował, że nie tylko ja miałam jej serdecznie dość. Sama również wpadła we własną pułapkę, czym popadała ze skrajności w skrajność. Owszem, jej gry aktorskiej mogłoby pozazdrościć wiele sławnych kobiet z filmowej branży, ale odczuwałam ogromną ulgę, kiedy powracałam do zrównoważonej i pełnej ciepła Jane. Ogromnie kibicowałam jej, by życie kobiety ponownie zyskało jasne barwy mogące rozwiać ciemne chmury dawnej tragedii. I już, kiedy prawie do tego doszło, dała się ponieść chwili, co spowodowało wmanewrowanie w pokrętny związek ze słynnym Monkfordem. Nie potrafiłam zrozumieć, co ona takiego w nim widzi. Ona, ta mądra kobieta, która przyrzekała samej sobie, że ponownie nie popełni tego samego błędu. Dopiero z czasem pomyślałam sobie, iż ta zażyłość musi mieć drugie dno. Tylko czy miała? Tego już nie mogę zdradzić, ale powiem jedno – po tych bohaterach można się wszystkiego spodziewać!
W moim odczuciu zabrzmi to odrobinę chamsko, ale jeżeli przyszłoby mi stwierdzić, skąd już znam styl pisania, jakim posługuje się JP Delaney, bez wahania podałabym nazwisko autorki bestsellerowej trylogii {Niezgodna}, czyli Veronici Roth. Tak samo, jak ona nie bawi się w masywne opisy, a dni zdają się nieubłaganie pędzić przed siebie, dzieląc dane wydarzenia nawet o grube miesiące. Tych pisarzy dzieli jednak to, że u pana JP Delaneya od początku do końca jest w większości dobrze rozplanowane. Dialogi nie cuchną sztucznością, a bohaterowie są dokładnie nakreśleni, przez co człowiek nie ma wrażenia, że co rusz czyta o jednej i tej samej postaci, tylko że o zmienionych danych osobowych. Również przypadło mi do gustu ukazanie, jak często dajemy się zwodzić otaczającym nas maszynom. Sama doskonale wiem, jak nowoczesna technologia ułatwia nam egzystowanie, ale również zdaję sobie sprawę, że wystarczy tak niewiele, aby uzależniła nas od siebie i złapała w pułapkę swoich niedopracowań i wad. Tylko nadal nie potrafię przeboleć tych makabrycznych scen erotycznych. Owszem, nie znalazłam ich aż nadto, bo w końcu to była jedynie zagrywka psychologiczna, aby co rusz czytelnik posiadał mętlik w głowie, ale niesmak pozostał i zapewne dość szybko o nim nie zapomnę.

Podsumowując:
Pomimo wielu pozytywnych opinii wzniecających apetyt na tę książkę, nadal odczuwałam pełno obaw związanych z jej lekturą. W jakimś stopniu nabrały one realnych kształtów, ale koniec końców muszę stwierdzić, że autor wykonał kawał dobrej roboty! Początkowo wątpiłam, czy aby na pewno mam do czynienia z thrillerem psychologicznym, ale im bliżej byłam końca [Lokatorki], nabierałam pewności, że rzucałam fałszywe oskarżenia. Dlatego, jeżeli pragniecie pobawić się w detektywów, sponsorując sobie dawkę skrajnych emocji, gdzie dodatkowo setki przypuszczeń nie pozwolą wam na spokojny żywot – koniecznie sięgnijcie po ten tytuł!

Moja ocena:
Recenzja została zamieszczona na:

Przeczytam 52 książki w 2017 roku

10 komentarzy:

  1. Ostatnio mam właśnie ochotę na dobry thriller psychologiczny, ale to, co czytam mnie rozczarowuje. "Lokatorka" wydaje się być inna, więc dam jej szansę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kusi mnie ta powieść ogromnie, chętnie dałabym jej szansę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Thriller psychologiczny to jeden z moich ulubionych gatunków i nie przeszkadza mi to, że w przypadku powyższej książki nie jest to od razu oczywiste.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadal nie umiem się przekonać do sięgnięcia po tę powieść. Noszę w sobie obawę, że ukazane zagrywki psychologiczne niczym mnie nie zaskoczą, a lektura nie będzie wielką przyjemnością. Jednak nie mówię nie, może kiedy lista książek do przeczytania się zmniejszy, dam jej szansę.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawno nie czytałam dobrej książki. To, co ostatnio miało być "wow" mnie rozczarowało. Może z tą będzie inaczej?

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja bardzo dużo o Lokatorce słyszałam i podobnie jak Ty trochę się tego obawiałam - jestem odwrotkiem świata i jak coś się komuś podoba to mi niekoniecznie. Ale Twoja recenzję nieco mnie uspokoiła, więc może i ja dam w końcu "Lokatorce" szansę ;)

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakoś nie przekonuje mnie ta książka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak dla mnie, ta książka jest zbyt przereklamowana. Więcej przy niej ziewałam lub warczałam z irytacji, niżeli wciągałam w fabułę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zgadzam się z Dziwną Dziewczynką - ta książka jest aż nadto przereklamowana. Bywają znacznie lepsze thrillery psychologiczne.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za przybycie w moje skromne progi.
Mam nadzieję, że oferowana przeze mnie treść przypadła Państwu do gustu. Będę przeszczęśliwa, kiedy zostanę nagrodzona komentarzami. To tak niewiele, a potrafi sprawić radość!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.