poniedziałek, 6 marca 2017

BLUSZCZOWA MASAKRA, czyli co mnie denerwuje... #2

Hej,

Już od dość sporego okresu nosiło mnie do stworzenia kolejnej odsłony Bluszczowej Masakry, lecz każdy rozpoczynany temat otrzymywał zaledwie parę zdań i... umierał. Pozostawał taki niedokończony w pliku tekstowym, czekając na to, aż łaskawie do niego powrócę. I kiedy już prawie wyrywałam włosy z głowy z powodu swej bezsilności przypomniałam sobie pewien komentarz pod moją recenzją książki Alka Rogozińskiego. Gdyby bajki stały się rzeczywistością to w tamtym momencie nad moją głową zabłysnęłaby słynna żaróweczka! Moja irytacja tamtą sytuacją powoli wyprowadzała mnie z równowagi, jednakże po tylu dniach zamęczania się nią pomyślałam sobie: Ola, masz przed sobą idealną inspirację. Ogarnij cztery litery i pisz! I tym oto sposobem jestem ogromnie szczęśliwa, ponieważ mogę Was zaprosić na...


Ten wpis jest obrośnięty trującym bluszczem, dlatego wchodzicie na własne ryzyko!


JA MAM DYSLEKSJĘ, A WIĘC MAM PRAWO POPEŁNIAĆ BŁĘDY!

Zdarza mi się trafiać na blogi, gdzie aż się roi od toksycznych błędów językowych. Sfery interpunkcyjnej wolę nie ruszać, bo sama w niej nie bryluję, ale kiedy tylko widzę wyrażenia, typu „po za tym”, „w niebo wzięty”, „po nad” czy uwielbiane przez wielu „na prawdę” to mną telepie. Rozumiem, że w wielu przypadkach przeglądarki oraz pliki tekstowe nie wyłapują takich szkarad, bo normalnie funkcjonują one w słowie pisanym, ale czasami warto się upewnić, czy dana forma naprawdę jest poprawna. Po prostu wystarczy zabawa w ograniczony zasób spacji. Jednakże ogromnie cieszy mnie to, kiedy upomniana osoba szybko koryguje tekst i bierze te uwagi do serca, lecz gdy ktoś zaczyna tłumaczyć się dysleksją... Chwila, stop! Dysleksja to nie wymówka! Żyjemy w takich czasach, gdzie Słownik ortograficzny oraz Słownik poprawnej polszczyzny znajdują się praktycznie w każdym domu, więc warto się z nimi zaprzyjaźnić. A jak już są one dla Was za ciężkie to istnieje opcja odnalezienia danej frazy w wyszukiwarce! Także warto zwracać uwagę na poprawność słów w książkach, bo to także pomaga przyswoić tę wiedzę. Naprawdę poważniej bierze się do serca opinię recenzenta, gdy jest ona starannie napisana. A żeby tak było to koniecznie róbcie korektę przed publikacją czegokolwiek. Nie wyłapujecie błędów? Znam ten ból, bo kiedy czytasz po raz setny jeden fragment tekstu to znasz go na pamięć i mózg ma w nosie wszelkie babole. Wtedy warto poprosić o pomoc zaufaną osobę (której wiedza na temat ojczystego języka jest na dobrym poziomie) lub skorzystajcie z ofert stron internetowych pomagających wyśledzić winowajców. Wystarczy je tylko wyszukać. Oczywiście nie zlikwidują one wszystkich błędów, ale zawsze macie świadomość, że co najgorsze odeszło w zapomnienie.

OPIS KSIĄŻKI DŁUŻSZY OD RECENZJI? A KTO MI ZABRONI?

Każdy, kto ma styczność z moimi recenzjami doskonale zdaje sobie sprawę, że z natury jestem gadułą, która potrzebuje ujścia słów w każdej możliwej formie. Owszem, nieraz bywa uciążliwa, ale chyba przyznacie mi rację, że jest o niebo lepsza od pięciozdaniowej opinii, z której dowiadujemy się... właściwie to czego się z niej dowiadujemy? Praktycznie nic! Przecież nawet streszczenia dwudziestostronicowych lektur szkolnych są znacznie dłuższe! Oczywiście nie nakazuję recenzentom pisania wypracowań na kilkadziesiąt stron, coby tylko recenzja wydawała się dłuższa, bo to nie o to chodzi. Liczy się jakość, a nie ilość, ale czy naprawdę niektórzy nie mają więcej do powiedzenia, prócz „Super, z czystym sumieniem ją polecam!”? Opowiedzcie mi, co czuliście w trakcie lektury. Wystawcie laurkę głównemu bohaterowi lub zmieszajcie go z błotem. Pozachwycajcie się wyimaginowanym światem albo udowodnijcie, że jest on potworny. To tak niewiele, a już pokazuje, jakim kto jest człowiekiem i czego oczekuje on od literatury. Tamte krótkie formy pozostawcie na komentarze, ale zanim skorzystacie z tej rady...

PRZECZYTAM TWOJĄ RECENZJĘ BYLE JAK, COBY WSTAWIĆ BEZSENSOWNY KOMENTARZ. OCZYWIŚCIE NIE ZAPOMNĘ SIĘ PRZY TYM ZAREKLAMOWAĆ!

To właśnie ta zmora spowodowała, że czym prędzej przysiadłam do napisania kolejnej odsłony Bluszczowej Masakry! Ja naprawdę rozumiem, że niekiedy człowiekowi nie chce się czytać opinii innych i rzuca na nie tylko okiem, ale wtedy – na litość boską! - omijajcie okienko „dodaj komentarz” szerokim łukiem! Napiszcie coś, jak tylko zapoznacie się z treścią publikacji, bo jak napiszecie mi tam coś bezsensownego, zostawiając na koniec adres www bloga to uwierzcie mi, że wejdę tam tylko na chwilę. Nie z powodu ciekawości Waszymi wpisami. Odwiedzę daną witrynę, by zapisać sobie ją na czarnej liście. Taka już jestem – nie szanujesz mojego wysiłku włożonego w napisanie recenzji (niekiedy spędzam nad nimi grube godziny) to ja nie mam obowiązku odkrywać tego, co sam masz do powiedzenia. Bo takie reklamowanie się jest dla mnie kpiną w żywe oczy! Osoby, u których komentuję zawsze mogą liczyć na to, że odniosę się do treści wpisu. Wyszłabym na kretynkę, gdybym napisała „Mi także podobała się ta książka i mile ją wspominam”, kiedy recenzja świadczy o tym, że jej autor zdecydowanie nie był z powieści zadowolony. Nic jednak nie przebije tego, kiedy wyłapie wyrywkowe słowa i napisze takie bzdury, że aż ręce opadają. Jak pamiętacie z początku wspominałam o sytuacji związanej z moją opinią [Do trzech razy śmierć] Alka Rogozińskiego, ale nie wyjaśniłam dokładniej, o co chodzi. Otóż pewna osoba wzięła za autora książki... jej głównego bohatera! Zrozumiałabym, gdyby w tekście nie było nakierowań na twórcę powieści, ale ja zawsze, ale to zawsze, mam u góry podstawowe dane, gdzie jak wół jest napisane AUTOR: ALEK ROGOZIŃSKI. Naprawdę brak słów na takie duszyczki. Dlatego też pamiętajcie – jeżeli chcecie kogoś zainteresować swoim punktem widzenia to pokażcie mu, że szanujecie jego pracę. Przysięgam, iż to naprawdę działa!

FIKUŚNE CZCIONKI, KOLORY POWODUJĄCE PODNIESIENIE POZIOMU CUKRU WE KRWI, DODATKI Z INNEJ PARAFII... TO KWINTESENCJA MOJEGO BLOGA!

Nie oszukujmy się – każdy recenzent pragnie, aby jego blog wyglądał pięknie i swoją urodą przyciągał wiele zaciekawionych spojrzeń. Przecież doskonale zdajemy sobie sprawę, że pierwsze wrażenie ma znaczenie. Tym samym korzysta on z wielu możliwości edytowania wyglądu swojego pikselowego zakątka, a wtedy dochodzi do naprawdę przykrych w skutkach konsekwencji.
Doskonale rozumiem, że ktoś może się zakochać w fikuśnej czcionce i zapragnie jej nadużywać, ale czy po dłuższym kontakcie z nią oczy nie potrzebują odpoczynku? Czy odcinające się na jej tle polskie znaki są warte tego zachodu? A dokładając do tego jaskrawe tło posta czy tysiące zbędnych gadżetów po bokach nie szkodzicie blogowi? Ja sama nieraz uciekam z danej strony, gdy umieszczone na niej dodatki zawieszają mi przeglądarkę, a tekst przypomina mi marsz zdezorientowanych mrówek. Możecie wtedy pisać świetnie, Wasze recenzje mogłyby być moim narkotykiem, ale nie przekonam się o tym przez tego typu błahostki. Pamiętajmy o wygodzie potencjalnych czytelników i nie utrudniajmy im możliwości poznania naszego poglądu na dany temat. A jak już koniecznie chcecie posiadać jakiś kolor na blogu czy dany typ czcionki to zastosujcie to w takich miejscach, gdzie wszystko będzie widoczne, ale nie stanie się pretekstem dla oczu, by zażyczyły sobie wcześniejszego przejścia na emeryturę. A jak już nie dajecie sobie z tym rady to możecie poprosić kogoś o pomoc lub znaleźć jedną z wielu szabloniarnię i tam zamówić szatę graficzną z pewnymi wymaganiami. Być może będziecie musieli odczekać trochę czasu, ale obiecuję, że warto się pomęczyć, by później otrzymać cudeńko!

ZBIERAM EGZEMPLARZE RECENZENCKIE NICZYM PANIE LEKKICH OBYCZAJÓW CHOROBY WENERYCZNE. 

Po prostu nie mogę pominąć tego punktu. Jest on na tyle istotny, że gdybym go zostawiła w świętym spokoju to dręczyłyby mnie koszmary senne.
Zapewne każdy z nas zna choćby jednego recenzenta, który to wręcz kolekcjonuje egzemplarze recenzenckie, niezależnie od gatunku. Rozumiem, że raduje go świadomość, iż wydawnictwa obdarzają go kredytem zaufania, ale taka zachłanność prowadzi na złe tory. Taka osoba zaczyna powoli tracić zmysły, bo doba jej się nie wydłuża, a przecież termin goni termin. Wtedy też wszelkie wyimaginowane zdarzenia zlewają się w całość, a przez to nie czerpie się satysfakcji z lektury. A co z tego wynika? Opinie takich recenzentów mogą być zagmatwane, a ich treść robić mętlik w głowie. Niekiedy też – w akcie desperacji – pozwalają sobie oni na kradzież recenzji swoich kolegów po fachu, co już jest przestępstwem! Dlatego też przed podzieleniem się z wydawnictwem swoimi danymi do przesyłki zastanówcie się, czy dany tytuł naprawdę Was ciekawi. Jeżeli ta firma ceni sobie swoich recenzentów to jedna odmowa nie spowoduje przybicia pieczątki przy Waszym nazwisku z napisem SPALONY. A jak przestaną wysyłać propozycje egzemplarzy to cóż... przecież to jeszcze nie koniec świata! Skoro narzucone terminy Wam nie odpowiadają to dlaczego nie kupicie sobie tej książki i nie przeczytacie jej w spokoju? A jak już nie macie pieniędzy na taki zakup to istnieją przecież jeszcze wymiany książkowe organizowane w wielu miejscach (Targi książki, grupy na Facebooku...) czy też możliwość poproszenia bliskich o takowy prezent na urodziny. Zawsze jest jakieś rozwiązanie, nie sądzicie?

Z mojej strony to już wszystko. Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca! A teraz chętnie poznam Wasze zdanie na ten temat. Możecie również podsyłać propozycje innych okropieństw nawiązujących do recenzentów, a obiecuję, że spróbuję to wykorzystać w kolejnym wpisie!
Do napisania! :)

POPRZEDNIA CZĘŚĆ:



38 komentarzy:

  1. Jak miło, że ktoś poruszył ten temat.
    Co do błędów to wiem, że czasami popełniam jakieś szkarady, co zwykle jest wynikiem tego, że np. Małżonek w trakcie pisania mówi do mnie, ja na Niego zerkam i walę jakąś spację z czapy, czy inne cudo... Gdy czytam na świeżo to nie wyłapuje niestety takich rzecz, więc będę dozgonnie wdzięczna, jeśli ktoś zauważywszy błąd napisze mi wiadomość "Weź Rosa popraw to, bo kompromitujesz wszystkich blogerów" (niekoniecznie w komentarzu, bo dróg komunikacji ze mną jest multum).
    Czytuję wiele przeróżnych recenzji... No i osobiście zaczęłam pomijać u siebie opis książki. Zarys fabuły, jaki się pojawia jest doprawdy skromny, bo wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś nie chce znać mojej opinii, tylko właśnie ten opis to może znaleźć go na stronach różnych księgarni, czy wydawnictwa. Poza tym czasami mam tak, że nie wiem jak napisać o książce, ale zazwyczaj wynika to z tego, że mam natłok myśli, który chcę przekazać... A z drugiej strony nie chcę pisać pracy naukowej na temat książki.
    Komentarze to dość trudny temat. Rozumiem, jeśli ktoś nie zna książki i nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Sama staram się pisać komentarze odnoszące do wpisu, czasami trochę "z czapy", bo np. wpis przypomni mi o zupełnie innej książce i o niej wspominam. Jednak komentarz "fajny wpis, zajrzyj do mnie" wyprowadza mnie z równowagi. Staram się, pierdylion razy poprawiam tekst, zaczynam spisywać swoje uwagi od pierwszych stron... No staram się zwyczajnie, a ktoś ma to ewidentnie w nosie i chce się tylko zareklamować w komentarzu - to przykre trochę, no nie?
    Największa fikuśność na jaką sobie pozwoliłam to chyba używanie bolda i kursywy :) Jednej blogerce zwróciłam uwagę na kompletnie nieczytelną czcionkę w komentarzach. Nie mogłam zrozumieć tego, co sama napisałam! Nie lubię też poprzyklejanych łapek, serduszek, kwiatków czy innych taki do kursora - rozprasza i denerwuje.
    Z tymi egzemplarzami recenzenckimi to się zastanawiałam czasami, czy takie osoby mają czas na czytanie tego, co chcą... Osobiście dopiero rozpoczynam współpracę na tej płaszczyźnie z wydawnictwami, ale nie dalej jak dziś odmówiłam zrecenzowania pozycji, które mnie nie interesowały.

    No więc tyle mogę dodać od siebie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że moje błędy (tak, przyznaję się do ich robienia - w końcu nikt nie jest idealny) również powstają poprzez namiętne paplanie ludzi wokół mnie, kiedy to ja próbuję skupić się na tekście. A jak czytasz jedno i to samo to naprawdę ciężko to wszystko wyłapać, więc także cieszą mnie komentarze informujące mnie o bykach. Oczywiście także wolę być upominana w wiadomościach prywatnych, ale przecież nie narobię rabanu tylko dlatego, że upomniano mnie publicznie!
      Ja zawsze na początku recenzji zamieszczam zarys fabuły, ale staram się go napisać własnymi zdaniami. Później jedynie odwołuję się do danych fragmentów i opisuję swoje odczucia względem niego, ale to już zdążyłaś zauważyć. ;)
      Kwestię komentarzy można by było rozwijać i rozwijać, dlatego też możliwe, że kiedyś do tego powrócę w osobnym poście. Tam będzie większe pole do popisu.
      Ja tam nie mam nic do kreatywnych kursorów, ale one także muszą być estetyczne i dopasowane do treści bloga. A co do kursyw i pogrubień... także uwielbiam je stosować, ale jak widać stawiam sobie jakieś granice względem nich. :D
      Muszę przyznać, że ja czasami się zastanawiam, kiedy ci ludzie mają czas tyle czytać, skoro w międzyczasie mają szkołę/studia/pracę/obowiązki domowe*. Czy aby na pewno to wszystko czytają? A może docierają do któregoś rozdziału, a wtedy wystawiają opinię? Nie wiem, naprawdę nie wiem. I - znowu - powracam do swojego tekstu, bo już tam odnajdują się moje dalsze przemyślenia względem tej kwestii...
      Dziękuję za komentarz!

      * niepotrzebne skreślić

      Usuń
  2. Co do błędów w recenzjach to się zgadzam. Dysleksja to żadna wymówka. Też mam ogromne problemy z ortografia, ale nigdy nie wypuściłabym recenzji przed jej uprzednim sprawdzeniem przez Natalię.
    Co do długości to trochę ciężko mi się odnieść żeby nie wyjść na hipokrytkę, skoro sama pisze je ostatnio dość krótkie. Ostatnio przyłapałam się na tym, że po przeczytaniu jakieś pozycji byłam tak zachwycona, że od razu otworzyłam worda i zaczęłam pisać. Skończyło się na tym, że po trzech zdaniach nie wiedziałam co więcej można o niej powiedzieć. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mogłabym się chwalić, że dla mnie ortografia to pikuś, ale czasami tak bywa, iż sama korzystam z pomocy Słownika ortograficznego, bo nie jestem pewna pisowni danego wyrazu. I na co by mi to wtedy było? Lepiej umieć przyznawać się do błędów, niżeli później krzyczeć na wszystkich o to, że zwracają uwagę.
      Bardzo mnie to cieszy, że masz taką zaufaną osobę, która pomaga ci wyeliminować błędy. Pamiętaj, by kiedyś wręczyć jej za to czekoladę czy inny upominek. ;)
      Och, znam ten ból. W głowie tysiące myśli, tysiące kombinacji opisania swoich odczuć, a kiedy przychodzi co do czego... cisza... Nie cierpię tego!
      Bardzo dziękuję za komentarz! :)

      Usuń
  3. Oho, nawet ja tu zawędrowałam i z ciekawości przeczytałam. :D
    Ale jak dla mnie zapomniałaś o jednym. Z resztą o czymś, o czym Ci sama pisałam, co także było powodem mojego odejścia: brak czasu i na siłę pchanie się w świat recenzji.

    Ale tak w gruncie rzeczy, to poczułam się doceniona! I mój antyhumanizm także! Jednak człowiek z politechniki może mieć jakieś pojęcie o języku polskim i robić chyba nienajgorsze korekty. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę byłam w szoku, gdy dostrzegłam Twój komentarz. Jak widać jeszcze istniejesz w blogosferze!
      Dee, nie chciałam, aby ten tekst był długi, dlatego też pominęłam kilka ciekawych kwestii, które mogłabym omówić. Obiecuję, że Twoja propozycja znajdzie się w BM, ale nastąpi to znacznie później.
      Samochwała... Nie no, żartuję. Bardzo ci dziękuję za to, że mi pomagasz! To wiele dla mnie znaczy! Także ci dziękuję za odzew w tej sprawie. :)

      Usuń
  4. Świetny wpis, nic dodać, nic ująć. Chociaż jak to na mnie przystało, muszę dorzucić te swoje słynne trzy grosze. Po pierwsze - te nieznośne błędy... Ach, sama nie jestem nieomylna i pewnie je popełniam (o interpunkcji nawet nie wspomnę, bo ona zawsze robiona jest przeze mnie na tzw. czuja), ale jednak pisząc jakiś tekst staram się sprawdzać go tyle razy, by tych podstawowych błędów uniknąć. Gdy z kolei widzę je popełniane notorycznie u kogoś, to oczy aż mi krwawią... Masakra. Po drugie - te recenzje będące kilkoma zdaniami - nie wiem po co osoba zabiera się w ogóle za blogowanie, skoro nie ma nic do powiedzenia. Jeżeli chodzi o komentarze reklamujące, to niestety spotkałam się też czasami z przypadkami, że ewidentnie wiem, jak ktoś olał mój tekst i przybył tylko się zareklamować. No i jeszcze sprawa nadmiernych egzemplarzy - oj tak, jak się człowiek wciągnie, to czasami nie potrafi przestać, ale ja już dawno dałam sobie spokój z nadmierną ich ilością, bo nie chcę, by czytanie stało się dla mnie uciążliwym obowiązkiem. ;)
    Pozdrawiam,
    Ania.

    http://chaosmysli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Także nie rozumiem, po co taka osoba próbuje wsiąknąć w blogosferę książkową. Jeżeli naprawdę nie jest w stanie stworzyć czegoś konkretnego to warto to przećwiczyć, bo taka umiejętność będzie przydatna na egzaminie maturalnym z języka polskiego. W sumie ta kwestia powinna być motywacją do działania!
      Uzależnienia bywają różne, ale trzeba z nimi walczyć, jeżeli przynoszą one przykre konsekwencje.
      Bardzo, ale to bardzo dziękuję za komentarz!

      Usuń
  5. Całkowicie się z Tobą zgadzam! Super blogasek i świetny wpis! (Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać :D)

    A tak poważnie, dalej się z Tobą zgadzam. Generalnie jestem przewrażliwiona na punkcie poprawnej polszczyzny, chociaż z pewnością zdarzają mi się błędy językowe, składniowe czy interpunkcyjne (o stylistycznych nie wspominając), jednak wymawianie się dysleksją uważam za nie fair w stosunku do czytelników. Zdaję sobie sprawę, że dysleksja utrudnia życie i czytanie nie pomaga, ponieważ zwyczajnie "nie widzi" się błędów, ale istnieje tyle słowników online, że nawet nie trzeba odchodzić od komputera. No i zawsze można zabawić się w, jak to ujęłaś, "ograniczony zasób spacji" (bardzo podoba mi się to sformułowanie).

    A skoro już o błędach mowa, to wydaje mi się, że kilka razy poprawiałaś wstęp i przez to zgubiłaś dwie literki:
    "Pozostawał taki niedokończony w pliku tekstowym, czekając na to, aż łaskawie do nie powrócę." - "do niego" :)

    Sama mam wrażenie, że piszę zbyt rozwlekłe recenzje, ale podobnie jak Ty, uważam, że lepiej napisać zbyt wiele niż za mało. A już na pewno nie wystarczy opis książki (no chyba że to zapowiedź) i zdanie podsumowania.

    Przyznaję bez bicia! Zdarza mi się nie czytać całej recenzji, szczególnie gdy tylko szukam interesującego mnie fragmentu (np. opinii na temat bohaterów) i zdarza mi się zostawiać wtedy komentarz, ale albo odnoszę się do własnych wrażeń na temat książki i porównuję je wyłącznie z tym fragmentem, który przeczytałam, albo piszę o tym, z czym się spotkałam na innych blogach i czy ta konkretna recenzja potwierdziła moje podejrzenia, czy wręcz przeciwnie. Nie dziwię się, że ten komentarz wzbudził w Tobie takie emocje, że napisałaś ten tekst.

    Oprócz białych/żółtych czcionek na intensywnie fioletowym/niebieskim tle, bardziej irytują mnie tylko latające za mną kursory w kształcie kwiatków czy gwiazdek (a jak są ruchome, to umieram na miejscu). Zdaję sobie sprawę, że białe tło jest najbardziej czytelne, jednak nie zniosłabym go u siebie, więc zafundowałam sobie siwe, które (przynajmniej tak mi się wydaje) nadal jest neutralne, a przy tym spełnia moje prywatne warunki pozbawienia strony "braku tła". I tak, denerwują mnie wymyślne czcionki bez polskich znaków. Przecież to jest nieestetyczne... A jeszcze bardziej boli mnie, gdy ludzie nie życzą sobie, aby ICH czytelnicy wyrażali swoją opinię na temat cudownego wyglądu bloga. Bo to "moja sprawa, jak on wygląda". Ja chciałabym wiedzieć, gdyby komuś coś przeszkadzało na moim blogu, bo sama mogę być nieobiektywna i niektórych rzeczy zwyczajnie nie zauważam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak można dostrzec ja także nie jestem idealna, bo nawet w takim tekście, gdzie wytykam czyjeś błędy sama je popełniam. Masz rację - poprawiałam parę razy początek i te dwie literki zostały przeze mnie zjedzone. Dziękuję za czujność. Następnym razem nie będę zasiadać do pisania przy akompaniamencie burczącego brzucha, bo to mi nie służy! ;)
      Niestety bywają tacy ludzie, którzy wolą iść przez życie na skróty i wiecznie tłumaczyć się swoimi problemami związanymi z pisaniem. Ale czy częste pisanie lub czytanie nie powinno ich motywować do walki ze swoimi słabościami?
      Uff, bo już się bałam, że tylko ja tworzę taki sznurek tekstowy mogący zamęczyć czytelnika. Co za ulga! W tej chwili mam ochotę cię uściskać! :D
      Ja także czasami nie czytam całej recenzji, ale robię to wtedy, gdy recenzent omawia dalszy tom danej serii, którą mam w planach, bo nie chcę sobie psuć lektury (bo czasami się zdarza znaleźć drobny spoiler, a wtedy pozostaje niesmak). Staram się jednak przeczytać bezpieczny fragment i to do niego się odnieść lub pozostawić tę magiczną rubryczkę w świętym spokoju.
      Ja już od dłuższego czasu myślę nad zmianą barwy tła, bo ten biały zaczyna mi już wychodzić bokiem. I zapewne jak nadejdzie zmiana to uzyska ono kolor szary, bo - jak sama zauważyłaś z dozą niepewności - jest on neutralny. Ale wspomniane przez ciebie kombinacje czcionka-tło także mi przeszkadzają. Nie ma nic gorszego od mrużenia oczu, by cokolwiek przeczytać. To boli. A jeszcze bardziej boli ta kwestia związana z uniemożliwieniem skrytykowania wyglądu bloga... Jak nie to nie - w tym momencie tracisz potencjalnego czytelnika.

      Usuń
  6. Napisałam tak długi komentarz, że nie chciało go zatwierdzić... Próbowałam go skrócić, ale coś mi nie szło, dlatego tutaj ostatni punkt:

    No i te egzemplarze recenzenckie... Przeraża mnie to, że trafiłam na naprawdę dużo złych książek o pozytywnych recenzjach. Dopiero ostatnio nauczyłam się poważnie traktować opinie, które nie mają na końcu "dziękuję za egzemplarz wydawnictwu XYZ" (nie to, że dzisiaj sama napisałam recenzję kończącą się tymi słowami... Ale nie jest zbyt pochlebna :D). Oczywiście wiem, że istnieją wyjątki, ale tutaj szybciej zaufam blogerowi, którego dobrze znam i z którym mam podobny gust, niż osobie, która ma 30 książek miesięcznie do recenzji. Z pewnością są ludzie potrafiący tyle przeczytać i napisać o tych książkach coś sensownego (sama siedzę nad recenzją przynajmniej kilka godzin, więc podziwiam ludzi, którym przychodzi to tak lekko), jednak myślę, że nie ma ich wielu. Osobiście wolę kilka współprac recenzenckich, z których biorę książki, które mnie zainteresują (ale niekoniecznie chcę je kupować, bo nie jestem do nich aż tak przekonana) albo wpisują się w moją listę "chcę je przeczytać teraz, zaraz, już, natychmiast!". Jeśli wiem, że książka zajmie mi zdecydowanie więcej czasu lub jest dopiero pierwszym tomem dłuższej serii, więc nie chcę jej teraz zaczynać, to włączam stronę księgarni internetowej i kupuję we własnym zakresie. Uważam, że jest to uczciwe w stosunku do mojego własnego czasu, mojego dobrego samopoczucia, mojej przyjemności czytelniczej oraz, oczywiście, wydawnictw i czytelników bloga. Niestety wiele osób chce się "nachapać" książek za friko i nie widzi, że często ogrom pracy włożony w przeczytanie, zrecenzowanie i rozpowszechnienie tejże recenzji w Internecie jest niewspółmierny do ceny książki. Samo skracanie dzisiejszej recenzji, żebym mogła ją umieścić we wskazanych miejscach, zajęło mi prawie godzinę. Nie po to piszę ponad 7000 znaków, żeby nagle skracać to do 2000 (a wszystko istotne!)... Ale znów: zgadzam się, że branie książek ponad własne możliwości i kopiowanie cudzych recenzji to przestępstwo i powinno być tępione w każdy możliwy sposób. A napisanie wydawnictwu, że tym razem nie jest się zainteresowanym nadchodzącymi premierami, nie powinno prowadzić do ustania współpracy. Porządny wydawca doceni takiego blogera i zrozumie, że bierze tylko to, co go zainteresowało, a nie wszystko jak leci.

    Pozdrawiam i życzę wielu kreatywnych pomysłów na posty w tym stylu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję się bez bicia - sama korzystam z kwestii Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu XYZ, ale jeżeli książka mi się nie podoba to ukazuję to w recenzji bez owijania w bawełnę. Nie lubię kłamstwa, więc byłoby dziwnie, gdybym sama zaczęła oszukiwać. I tak jak Ty podziwiam osoby, które potrafią napisać opinię w dość krótkim czasie, bo ja tego nie potrafię, ale o tym też już zdążyłam wspomnieć.
      Przejdę dalej.
      Słusznie zauważyłaś, że ludzie lecący na darmowe książki niczym Reksio na szynkę nie potrafią zauważyć, iż za tym kryje się coś więcej. A jak przejrzą na oczy to wtedy dzieje się wszystko...
      Bardzo dziękuję za tak dłuuugi komentarz! Naprawdę jesteś gadułą. :)

      Usuń
    2. Ha! Ja nie dalej jak wczoraj odmówiłam wydawnictwu, bo kompletnie mi nie podeszły zaproponowane książki, więc uczciwie zostawiłam je innym. A dziś poprosiłam inne, żeby zatrzymali dla mnie niektóre pozycje, ale na razie niech mi pozwolą skończyć te, co już mam! I każde wydawnictwo zapewniam, że stety lub niestety opinia będzie szczera i nie mogą liczyć na żadną taryfę ulgową. Dlaczego? Bo się jaram, że mam coraz więcej czytelników i nie odważę się ich oszukać! Może jakaś nienormalna jestem, ale lubię być uczciwa.

      Usuń
  7. Żyjemy w takich czasach, gdzie słownik ortograficzny oraz słownik poprawnej polszczyzny znajdują się praktycznie w każdym domu, więc warto się z nimi zaprzyjaźnić.

    Pozwól, że coś tobie zacytuję:
    W tytułach utworów można stosować albo kursywę, albo cudzysłów, byle konsekwentnie.
    źródło:http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Jak-zapisywac-tytuly-utworow;11982.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze myślałam, że coś mi nie gra w tym fragmencie. Bardzo dziękuję za spostrzegawczość i delikatne zwrócenie mi uwagi! :)

      Usuń
  8. Ehh z egzemplarzami tez kiedys zgrzeszyłam. Wychodziło tyle interesujących mnie tytułów, że nie mogłam się powstrzymać. W następnym miesiącu też... I w następnym... Z przesilenia i braku sił zawiesiłam na pół roku bloga by po prostu znów zacząć kochać to co robię. Od tej pory tytuły dobieram staranniej i nie zawalam się nimi bez pewności czy na spokojnie się wyrobię. Każdy czasami zboczy ze ścieżki prawilności ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście! Przecież bycie grzecznym nie zawsze popłaca, ale jednak można stwierdzić, iż Mądry Polak po szkodzie, nie sądzisz? ;)

      Usuń
  9. Też denerwuje mnie kiedy ktoś komentuje tylko po to, żeby się zareklamować. Miałam kiedyś sytuację, że dziewczyna napisała komentarz "Zapraszam na rozdanie (link do bloga", a kiedy tam weszłam widniała informacja, że nie toleruje spamu. Cóż, najwyraźniej tylko u siebie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... jak widać uwielbia utrzymywać porządek w swojej sferze, a syfić gdzie indziej. ^^ Tylko musi pamiętać, że karma zawsze wraca. ;)

      Usuń
  10. To i ja sobie pobluszczę, a co! �� "Sferę interpunkcyjną wolę nie ruszać" - wydaje mi się, że powinno być "sfery". ☺ "Pozachwycajcie się wyimaginowanym światem albo udowodnijcie, że jest ono potworne." - "on", "potworny", bo chodzi o świat, prawda? ☺ Jak noga boga, że nie czytałam pod kątem wyłapywania błędów, po prostu rzuciło mi się w oczy. ☺ A co do Twoich opinii, to w sumie ze wszystkim się zgadzam. Co prawda nie miałam styczności z "recenzenckimi kolekcjonerami", ale fikuśne, wielokolorowe blogi z kwiatkami albo pszczółkami w tle i mnie doprowadzają do białej gorączki. Uwielbiam też argumenty o dysleksji czy innym dys-. Kurczę, jak ktoś ma problemy z pisaniem, to po jaką cholerę się za to bierze..? Na koniec oczywiście moja ulubiona grupa, czyli: "super recenzja, zapraszam do mnie!". Nooo, już się wyrywam. W ogóle takie blogi, które mnie wkurzają, staram się omijać z daleka, ale wiadomo, nie zawsze się da...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, dziękuję za ukazanie mi tych błędów! Już są one poprawione, ale i tak jest mi wstyd, że takowe się ukazały. No cóż... chyba zaprzestanę dopisywania czegokolwiek na ostatnią chwilę, bo później wychodzi jak wychodzi. Nieidealny Bluszcz idzie się teraz ukarać poprzez wybatożenie zakładkami!
      Ja naprawdę nie rozumiem, ile one mają wspólnego z książkami? Byłoby inaczej, gdyby autorka bloga miała wplecione w nazwę strony kwiaty czy pszczółki, ale żeby one były tylko po to, by było swojsko? Ciekawie...
      Bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  11. Bardzo dobra notka! Wiesz, że przekazałaś w tej Bluszczowej Masakrze także i moje myśli? Te same rzeczy mnie denerwują! Do wymienionych wyżej dochodzi też tak typ komentarzy, gdzie przy naprawdę solidnej recenzji, gdzie prawie wyzywam na głównego bohatera, ktoś mi pisze: "lubię tę autorkę". No kurde. Ja też autorkę lubię, ale nie podoba mi się zbytnio akurat ta jej książka, chyba czytelnik do tego mógłby się odnieść.
    Ostatnio jestem pokłócona ze wszelkimi korektami, dlatego moje teksty (gdziekolwiek są) wołają o pomstę do nieba, ale cóż, staram się popełniać jak najmniej błędów. Człowiekiem jestem, literówka mi się trafi, ale niczym tego nie tłumaczę, biorę na siebie krytykę za zbyt dużą liczbę źle napisanych słów.
    Wyszedł Ci ten post, moja droga :) Jak dobrze wiedzieć, że siostrzyczka myśli podobnie :D
    Ściskam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby nie patrzeć to w wielu kwestiach się zgadzamy i właśnie dlatego tak dobrze się rozumiemy. <3
      W sumie niekiedy wspominam w komentarzach o autorze (niezależnie od znajomości czy nieznajomości jego dzieł), ale zawsze coś skubnę pod kątem głównego bohatera. Mam tutaj na myśli to, czy chcę go poznać lub omijać szerokim łukiem.
      Oj, chyba po raz pierwszy w życiu nazwałaś mnie publicznie siostrzyczką! Czyli naprawdę ten wpis przypadł ci do gustu. ;)
      Dziękuję za komentarz. <3

      Usuń
  12. Nie wiem, czy powinnam była, ale podczas czytania śmiałam się na cały głos. Chyba dlatego, że trafiłaś w samo sedno, ale też ze sposobu, w jaki ubierałaś zdania.
    Mnie też irytują błędy gramatyczne i często opuszczam bloga, na którym jest ich zbyt dużo. Do tego jestem wielką fanką minimalizmu i też nie przepadam za kolorowymi, przeładowanymi szablonami, na których często nie można znaleźć miejsca wpisu :) No i oczywiście znam osoby z mojego otoczenia, które też mają dyslekcję, jednak nie robią błędów, ponieważ wszystkiego się można nauczyć. I sama też należę do tego grona, jednak staram się pisać uważnie.
    Świetny post :)

    http://oddychajaca-ksiazkami.blogspot.com/2017/03/serie-ktore-chce-dokonczyc.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy, że mój wpis wywołał u Ciebie taką reakcję. Moim zamierzeniem było właśnie wytknięcie tych błędów za pomocą komicznie skonstruowanych wypowiedzi!
      Ja jestem zdania, że wszystkiego można się nauczyć. No, prawie wszystkiego, ale i tak warto walczyć ze słabościami!
      Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  13. Jakoś nie czuję się upoważniona do oceniania innych blogerów i ich blogów, biorąc pod uwagę, że jestem raczej na końcu książkowo-blogerowego łańcucha pokarmowego i kurczę mam nadzieję, że nie byłam jedną z Twoich inspiracji, ale chciałabym dodać nieśmiało, że do Twojej listy dopisałabym ciemne tło bloga (męczy oczy bardziej chyba, niż fikuśna czcionka) :) I że jakoś tak za naturalną i oczywistą wydaje mi się dbałość o poprawność językową, skoro ktoś pisze o książkach... Nie umiałabym chyba "odbębnić" recenzji/opinii, jak zwał tak zwał...
    Malwina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malwina, niczym mi się nie naraziłaś, aby obawiać się tego, że mój wpis po części jest wymierzony w Twoją osobę. Także spokojnie, oddychaj głęboko. :)
      Ciemne tła są dobre, ale wtedy autor bloga musi pamiętać o innych udogodnieniach. Widziałam sporo stron utrzymanych w mrocznych barwach, ale zadbano tam o każdy najdrobniejszy szczegół, więc nieraz u takich blogerów zamieszkiwałam! Ale i tak dziękuję za tę drobną sugestię. ;)
      No i - tradycyjnie - dziękuję za komentarz! :)

      Usuń
    2. Uff, ulżyło mi :D Ja od razu uciekam z bloga, gdy widzę, że tło jest ciemne - od razu mam mroczki przed oczami i migrena po chwili lektury jest u mnie murowana :)

      Usuń
  14. Szczerze ci powiem że ja nie lubię czytać recenzji i sama ich nie pisze dosłownie. Chociaż na moich blogach dużo jest książek i raczej są to moje opinie czy to co dana książka wniosła w życie moje czy dzieci 😁

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja zdecydowanie nie przepadam za wszelkimi błyskotkami, gifami, różnymi czcionkami... Mierzi mnie grafomania, błędy językowe, brak profesjonalizmu. Czasem zastanawiam się jak to możliwe, że taka "bylejakość" się sprzedaje, że Wydawnictwa jej ufają, a sam blog jest poczytny. Ot, taka zagwozdka z samego rana...

    OdpowiedzUsuń
  16. Widziałam tę sytuację z komentarzem i faktycznie coś tam nie zagrało, bo był całkiem "z innego świata", ale i u mnie się kiedyś coś takiego zdarzyło, bo pod tekstem o filmie dostałam komentarz o tym, jaka to ciekawa książka. Ewidentnie coś poszło nie tak. Albo z tą osobą, albo ze mną, bo może faktycznie było już tak nudno, że było wszystko jedno, czy to film, czy książka.
    Przyznam, że sama komentarze raczej piszę krótkie, ale i czasami nie widzę sensu w rozpisywaniu się, gdy okazuje się, że książka zupełnie nie odpowiada moim upodobaniom. Nie czuję potrzeby wyszukiwania na siłę czegoś, by wskazywać, że przeczytałam tekst, wolę ten czas poświęcić właśnie na wczytanie się w słowa, które ktoś chciał nam przekazać. I jednak przy takich postach ogólnotematycznych łatwiej jest się odnieść i podać jakiś swój punkt widzenia i się rozpisać, niż przy tekście o książce, której nie znam i pewnie nigdy nie poznam, bo tyle tych tytułów rocznie wychodzi w Polsce i za granicą.
    A z egzemplarzami to zauważyłam, że jeśli ktoś nagle zaczyna pisać o tym, że nie czerpie już radości z prowadzenia bloga itd. to okazuje się potem, że stoi za tym piętrząca się liczba egzemplarzy recenzenckich, które nabrało się z chciwości, a potem nie wyrobiło w czasie. Ja sama raczej jestem początkująca w tym temacie, ale pilnuję się czasowo i wybieram tylko tytuły, które bym przeczytała niezależnie od tego, czy ktoś mi je da do recenzji, czy musiałabym kupić je sobie sama i stąd zawód spotkał mnie tylko jeden, o czym zresztą napisałam, narażając się na niemiłe słowa ze strony znajomego danego autora, który puścił parę epitetów na mój temat, chociaż sam książki nawet nie przeczytał, czym się jeszcze pochwalił...

    Swoją drogą, tekstem przypomniałaś mi o tym, który sama kiedyś napisałam odnośnie ogólnie komentowania blogów i tak sobie czeka w wersjach roboczych, chociaż od dawna jest gotowy. Mam jednak wrażenie, że musi trochę odleżeć, zanim wrócę do niego i przeczytam świeżym okiem, by sprawdzić, czy z upływem czasu moje poglądy się zmieniły, czy też nadal sądzę to samo.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja też popełniałam wiele tych grzechów jak zaczynałam prowadzić blog. Teraz jestem mądrzejsza, ale dalej zdarzają mi sie wpadki :D
    Najczęściej swoje błędy widzę po opublikowaniu posta :P
    Sama nie wstawiam nigdy linku do mnie, i też tego nie lubię.

    OdpowiedzUsuń
  18. Masz w sumie racje, tacy recenzenci są irytujący, ale i tak ludzie bd spamić w komentarzach - mój post z czytelniczymi planami na jakiś miesiąc dostał komentarz "gratuluję wyniku" (w sensie liczby przeczytanych książek) i adres bloga, wiec :/
    Pozdrawiam,
    Posy

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie jest łatwo osobom z dysleksją, ponieważ oni nie mają takiego ,,wyczucia" w ortografii jak inni. Chociaż nie mogą się wiecznie tym tłumaczyć. Tutaj przyznam ci rację, jak i w tym, że w takich przypadkach powinni zwrócić się o pomoc do znajomych, którzy przynajmniej znają podstawowe słówka z języka polskiego. Osobiście jak widzę taki blog to staram się go omijać, jednak czasem zaciekawi mnie jego treść i przeczytam ;) Z resztą przedstawionych przez ciebie ,,bolących sytuacji" ciężko się nie zgodzić.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. No jusz na prawdę, trochę pszesadzasz.
    A tak serio ( :D ) - ta wymówka z dysleksją to już plaga. O ile jeszcze jestem w stanie wybaczyć to randomowej, niezwiązanej z literaturą osobie, o tyle takie byki okrutnie rażą mnie w przypadku blogerów książkowych. Nie jestem alfą i omegą, i też mam czasem wątpliwości, ale na litość boską, słusznie zaznaczasz, że przecież istnieje taki cudowny wynalazek jak słownik :/
    Mało co irytuje mnie też tak jak chamska reklama - okej, rozumiem, każdy chce się wypromować i być czytany, ale szanujmy się, do diaska -_- Nie wiem, mnie by było tak po ludzku wstyd napisać komentarz, nie przeczytawszy uprzednio wpisu :/ Chociaż nie, zdarza mi się to, ale wyłącznie w odniesieniu do recenzji książek, które dopiero chcę przeczytać, a boję się spoilerów. Zaznaczam wtedy, że z recenzją zapoznałam się albo pobieżnie, albo wcale.
    A pstrokacizna na blogach... No cóż :D Może jesteśmy na to po prostu za stare :D


    Pozdrawiam serdecznie,
    Paulina z naksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. Bardzo fajny post, ciekawie się go czytało i przeglądało :) W sumie to wszystko co opisałaś to całkowita prawda:)
    http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/06/lick-play-stage-dive-tom-i-oraz-ii.html

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja takich spamowych komentarzy nawet nie publikuję, po to mam moderację, aby nikt nie mógł sobie robić reklamy. Za to rozwala mnie, że mam prośbę o niezostawianie linków, ale cóż - jak ktoś jest ślepy, i tak nie doczyta.
    Ugh, mój brat ma dysleksję i jakoś potrafi sobie sprawdzić poprawność, a nie jest blogerem... To jest czyste lenistwo ze strony tych osób...

    OdpowiedzUsuń
  23. Zgadzam się w całej rozciągłości, a szczególnie irytuje mnie, gdy ktoś jedynie streszcza utwór i nie potrafi ocenić pozycji. Albo myli gatunki (np. fantasy z science-fiction). I dodałabym jeszcze jeden denerwujący element: ogromną ilość zdjęć egzemplarza z piszącym bloga.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za przybycie w moje skromne progi.
Mam nadzieję, że oferowana przeze mnie treść przypadła Państwu do gustu. Będę przeszczęśliwa, kiedy zostanę nagrodzona komentarzami. To tak niewiele, a potrafi sprawić radość!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.